Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą l'anniversaire. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą l'anniversaire. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 października 2009

kumulacja

Ponoc w Polsce wylosowano juz odpowiednie numerki i wszyscy odetchneli z ulga, wiekszosc z wieksza ulga, bo dzieki temu nie musza sie teraz martwic co zrobic z ta cala kasa.
Ja jednak o innej kumulacji chcialam pisac, o takiej zyciowej, osobistej.

Jakies dziwne przeziebienie mnie dopadlo, wiec zaleglam w salonie okryta szalem i grzeje sie cieplem laptopa - pewnie dlatego, ze kominka nie mamy. W sumie to zimno na dworze nie jest, ale jak czlowiek jest cieplolubny to na poczatku pazdziernika marza sie bardziej wakacyjne temperatury. No ale jest jak jest, a ja przynajmniej mam chwile na ogarniecie tego co bylo...a jak dla mnie sporo tego bylo.

Wszystko zaczelo sie od tego, ze od jakiegos czasu leciala nam woda w lazience. Skad? Coz, wowczas podejrzenie padlo na prysznic, jednak R. pracujac od wczesnych godzin porannych, do naprawde poznych godzin wieczornych nie mial czasu sie temu przyjrzec, ja tym bardziej, bo i po jakiego grzyba, skoro ni huhu sie na tym nie znam!

O zagladaniu, dlubaniu, naprawianiu nie bylo mowy tym bardziej, ze ostatnim razem kiedy mielismy problem z bojlerem uslyszelismy, ze "gdyby cos, kiedys mialo szwankowac to nic tylko dzwonic do wlascicielki domu i z nia zalatwiac ta sprawe, pod zadnym pozorem nie ruszac niczego". Nie zamierzalismy narobic sobie niepotrzebnych klopotow wiec zostawilismy wszystko jak bylo, a ja tylko zmienialam co chwile szmaty na podlodze na takie juz bardziej suche.
R. oswiadczyl mi w tamtym tygodniu, ze zajmie sie ta sprawa co ja przyjelam z ulga.

Taaaaa...
Juz wiem, ze maz pracujacy non stop kolor przeistacza sie w swego rodzaju cyborga i mozg ma nastawiony tylko i wylacznie na lataniu dziury budzetowej swego gniazda rodzinnego! Kiedy bowiem, zapytalam go jakos w srode, zeszlego tygodnia czy juz zajal sie sprawa tej nadprogramowej wody w lazience uslyszalam slowa o dosc mocnym przeslaniu (mocnym w odbiorze dla mnie oczywiscie), ze jak tak dalej pojdzie to ja bez niego czyli bez R. nie bede mogla nawet sie ******
*... tu padlo slowo brzydkie zwiazane z fekaliami, nie bede go przytaczac, bo mi sie jakos estetycznie nie konweniuje dzisiaj z kolorem mojego otoczenia i zrani to doglebi moje odczucia artystyczne, jakie jeszcze posiadam!

Wracajac jednak jeszcze na chwile do owego zdania, powiedzialam co myslalam, bo jednak poruszylo mnie to mocno... niby nic, a potrafi wyprowadzic z rownowagi! No bo jak mozna mi mowic takie rzeczy skoro jeszcze kilka dni temu zapewnialo sie mnie, ze sie tym zajmie... wiec czekalam.... a nagle mu sie odwidzialo i nie wykonal tego jednego telefonu przez cale 3 dni, a potem naskakuje sie na mnie i oczekuje, ze skoro od 3 dni On sie tym nie zajal, to powinnam ja!! Przeciez On pracuje!!! No jak pragne zakwitnac, przeciez idiotki z siebie robic nie bede! Skoro ktos mi mowi, ze sie tym zajmie, to ja o sprawie zapominam i co najwyzej licze na to, ze mi R. powie, ze tego i tego dnia o tej o tej godzinie zapuka do drzwi ktos, co naprawi ten cholerny wyciek jeszcze nie wiadomo skad!
Prawde mowiac pierwszy raz zgadzam sie z moja szwagierka, ktora miala racje mowiac, ze sama zobacze, ze jeszcze chwila i wszystko spadnie na moja glowe, bo przeciez ja nie chodze do pracy, i mam wiecej czasu zeby zalatwiac takie rzeczy! I ok, nie mialabym nic przeciwko temu, gdyby powiedzialo mi sie o tym normalnie, uprzedzajac wczesniej, a nie naskakujac na mnie niczym przyslowiowy Filip z konopii.

U szwagierki faktycznie jest tak, ze jesli ona czegos sie kurczliwie nie uczepi, nie zacznie jeczec, badz po prostu sama sie czyms nie zajmie to niczego nowego w domu nie bedzie, zero inwencji ze strony meskiego polowka... coz czym to nazwac? Lenistwem? Wygoda? Cholera wie.

Ja wiem jedno, szlag mnie trafil!!! Co najwazniejsze, i jakze oczywiste w koncu to JA zadzwonilam do babki, i zalatwilam zeby to naprawili, to JA bylam podczas naprawy, to JA nagadalam sie jak glupia zeby mi nie wciskali kitu, ze to niby my cos ruszalismy, a dokladnie moj maz, i to JA wiem, ze dogadac sie potrafie i to bez pomocy R., potrafie tez zalatwic owa potrzebe fizjologiczna bez pomocy nikogo z zewnatrz!! To juz jest jakis plus, szczegolnie teraz kiedy jakas infekcja mi sie przyplatala, sprawiajaca, ze powinnam sie prawie przyspawac do muszli - niestety nie koncertowej.

W sumie niby to taka drobnostka, ale zapadla mi w pamiec i dala do myslenia. R. zrozumial, ze na mnie z lekka naskoczyl, bo oczywiscie powiedzialam mu o tym, jednak tak sobie czasem dywaguje, ze te moje gadki to chyba nie wiele daja... Sam mi zawsze powtarzal, ze zawsze mozna ze soba porozmawiac i wyjasnic wszystko, tylko ostatnio to ja mam wrazenie, ze to wlasnie ja sie produkuje jak jakas zniesmaczona, rozgoryczona stara zona i utyskuje na mojego R, On natomiast poslucha, cos burknie badz nie, i tyle bylo po rozmowie. Co sie stalo z tamtym R, ktory zawsze powtarzal, ze o wszystkim mozna porozmawiac... coz, okazuje sie, ze mozna o wszystkim, jednak nie o tym co dotyczy chyba jego samego. Nie wiem juz sama co mam myslec o tym wszystkim. Zrzucam to na karb jego przepracowania, problemow finansowych... jednak chcialabym zeby bylo tak jak kiedys.... Wiem, wiem "to se ne wrati" ale marzy mi sie jakis romantyczny poryw z walsnym mezem, zeby BYC z nim, bez osob towarzyszacych, potrzymac sie za rece, przytulic, pocalowac...mam juz powyzej dziurek w nosie bycia ciagle sama, jak widac ze wszystkim jestem sama...
Jutro jade zapisac sie na kolejny rok francuskiego, mam nadzieje, ze dzieki temu troche sie przewietrze mentalnie i fizycznie, moze w ten sposob zorganizuje sobie jakos swoje zycie, no wlasnie problem w tym, ze siedzac w domu swojego zycia sie nie ma... bez wychodzenia poza jego prog, umiera sie powoli.

Co do francuskiego, to jeszcze rok temu to mnie ktos pomagal w tym zeby sie tam zapisac, a w tym roku to ja bede pomagac 2 innym osoba. Sympatyczne to :) Podbudowuje mnie i daje radosc, bo widac, ze kolo pomocy kolezenskiej z roku na rok sie rozrasta :)) Moze by tak nawet pomyslec o pomocy dla innych naszych rodakow, rozsianych w moim rejonie zamieszkania... nie jest to glupie, ale jednak do tego na pewno potrzebuje lepszej znajomosci jezyka, zamierzam sie do tego przylozyc - przede wszystkim dla wlasnego dobra :))

Ech ponarzekalam, pogledzilam, i w sumie ... czas sie wziac za to cholerne prasowanie, ktore lezy jeszcze od poprzedniego postu odlogiem :) Taaaaa i niby w domu jest fajnie, moze przez chwile i kiedy wszystko jest w nim zrobione ;) buuuu niech mi ktos znajdzie kogos chetnego do prasowania, albo przynajmniej kupi dobra deske do wykonywania tej czynnosci, bo wlasnie przez jej brak ciagle wszystko laduje na jednej kupce zamiast od razu wpadac pod cieplo zelazka...no i tak prozaicznie zakoncze... niektore rzeczy jednak bardzo ulatwiaja zycie kazdej pani domu ;))
Rety, jak cudnie, ze jutro robie sobie wychodne ;)