Tradycyjnie wchodze na strone "Onetu", dzis chcialam popatrzec na paczki, bo Tlusty Czwartek kroluje...
Tak, o paczkach tez tam jest masa informacji i wszelakicj innych pierdolek... i co jeszcze???
Zmrozilo mnie, do tej pory jestem w szoku!!
Kamila Skolimowska nie zyje.
I tak sobie pomyslalam, rety ja tu mysle o tym, ze paczki, faworki albo racuchy mam ochote zrobic, a tam gdzies Ktos przezywa tragedie z powodu smierci wlasnego dziecka. Nie moge sobie wyobrazic ogromu bolu jaki teraz przezywa jej rodzina, najblizsi. Wiem jak ja to przezywam, ale wiadomo nie dotyka mnie to osobiscie wiec zdystansowac sie potrafie, na szczescie.
Dziewczyna miala 26 lat, wiele sukcesow na koncie... wiele marzen w glowie, planow, i wszystko teraz ulecialo...razem z nia...nie ma...koniec.
Moze dotknelo mnie to tez tak, po wczorajszej rozmowie z Moja Matka Polka, ktora zapodala mi rownie szokujacego newsa. Tesciowa Brata Mojego Jedynego, w piatek poszla do lekarza, a w poniedzialek juz byla po operacji w Szpitalu Pulmonologicznym.
Rak pluc.
Ma usuniete cale prawe pluco i kawalek lewego plata, wiadomo nie usuna calego...
Fakt, ze kobieta od iks czasu kazdy dzien zaczynala od znanego mi sniadania czyli kawy i papierosa. I co zrobic jak Moj Chlop jest taki oporny na takie informacje...dzis znow zapodal sobie takie sniadanie...
Niektorzy widac sa oporni na wiedze...zagrozenia...i gdzies rowniez maja moje gadanie...nawet te teksty na paczkach fajek nie robia na nim wrazenia, na belgijskich papierosach sa umieszczane zdjecia pluc nalogowych palaczy...a ja sie pytam po co to wszystko??
Ci, ktorzy pala nalogowo maja gdzies te naukowe gadki, na obrazek popatrza i tak zaraz siegna po kolejnego papierosa. Moze dla tych, ktorzy dopiero zaczynaja sie wciagac w nalog jest to jakis sposob, moze przez chwile sie zastanowia i zmienia zdanie? Ja nie mam z tym problemu, bo nie pale. Nigdy nie chcialam byc zniewolona przez jakikolwiek nalog...nie zarobia na mnie zatem zadne firmy tytoniowe czy spirytusowe...no spirytusowe to moze i zarobia, bo sklamalabym mowiac, ze nie pije nic a nic.
Ulotne jest zycie...
R. mi czesto powtarza, ze zyje sie po nic. Co nie oznacza, ze mamy nie miec celi i planow zyciowych, ze mamy sie nie realizowac. Chodzi o to, ze kiedy umieramy, to nic juz nas nie interesuje, nic nie jest nam potrzebne.
Zycie i smierc ... nieodlaczna czesc naszego zycia... jednak to z narodzin cieszymy sie szalenczo, a przez smierc wylewamy morze lez.
R. ma niezla kwote ubezpieczenia na zycie. Podzielona jest ona na mnie i jego Syna. Najsmieszniejsze, ze zadne z nas nie pomyslalo o moim ubezpieczeniu na wypadek smierci!! Zaskakujace, ze obydwoje myslelismy o smierci R. ale nie mojej. A przeciez, "nigdy nie wiadomo komu z brzegu" jak mawiala sp. Moja Babcia.
No ale ... poki jestem, zyje, to zabiore sie za te paczki, a moze faworki...racuchy?? Sama nie wiem...ale za obiad na pewno...
Postanowilam post troche rozszerzyc, pokazac Wam moje racuchowe szalenstwo ;) no i przedstawic przepis Mojej Matki Polki.
Dziewczyna miala 26 lat, wiele sukcesow na koncie... wiele marzen w glowie, planow, i wszystko teraz ulecialo...razem z nia...nie ma...koniec.
Moze dotknelo mnie to tez tak, po wczorajszej rozmowie z Moja Matka Polka, ktora zapodala mi rownie szokujacego newsa. Tesciowa Brata Mojego Jedynego, w piatek poszla do lekarza, a w poniedzialek juz byla po operacji w Szpitalu Pulmonologicznym.
Rak pluc.
Ma usuniete cale prawe pluco i kawalek lewego plata, wiadomo nie usuna calego...
Fakt, ze kobieta od iks czasu kazdy dzien zaczynala od znanego mi sniadania czyli kawy i papierosa. I co zrobic jak Moj Chlop jest taki oporny na takie informacje...dzis znow zapodal sobie takie sniadanie...
Niektorzy widac sa oporni na wiedze...zagrozenia...i gdzies rowniez maja moje gadanie...nawet te teksty na paczkach fajek nie robia na nim wrazenia, na belgijskich papierosach sa umieszczane zdjecia pluc nalogowych palaczy...a ja sie pytam po co to wszystko??
Ci, ktorzy pala nalogowo maja gdzies te naukowe gadki, na obrazek popatrza i tak zaraz siegna po kolejnego papierosa. Moze dla tych, ktorzy dopiero zaczynaja sie wciagac w nalog jest to jakis sposob, moze przez chwile sie zastanowia i zmienia zdanie? Ja nie mam z tym problemu, bo nie pale. Nigdy nie chcialam byc zniewolona przez jakikolwiek nalog...nie zarobia na mnie zatem zadne firmy tytoniowe czy spirytusowe...no spirytusowe to moze i zarobia, bo sklamalabym mowiac, ze nie pije nic a nic.
Ulotne jest zycie...
R. mi czesto powtarza, ze zyje sie po nic. Co nie oznacza, ze mamy nie miec celi i planow zyciowych, ze mamy sie nie realizowac. Chodzi o to, ze kiedy umieramy, to nic juz nas nie interesuje, nic nie jest nam potrzebne.
Zycie i smierc ... nieodlaczna czesc naszego zycia... jednak to z narodzin cieszymy sie szalenczo, a przez smierc wylewamy morze lez.
R. ma niezla kwote ubezpieczenia na zycie. Podzielona jest ona na mnie i jego Syna. Najsmieszniejsze, ze zadne z nas nie pomyslalo o moim ubezpieczeniu na wypadek smierci!! Zaskakujace, ze obydwoje myslelismy o smierci R. ale nie mojej. A przeciez, "nigdy nie wiadomo komu z brzegu" jak mawiala sp. Moja Babcia.
No ale ... poki jestem, zyje, to zabiore sie za te paczki, a moze faworki...racuchy?? Sama nie wiem...ale za obiad na pewno...
Czyjs czas sie konczy...a zycie toczy sie dalej.
***
Postanowilam post troche rozszerzyc, pokazac Wam moje racuchowe szalenstwo ;) no i przedstawic przepis Mojej Matki Polki.
RACUCHY
(uwaga, przepis nie zawiera jajek!
to informacja dla tych, ktorym moze sie to wydawac dziwne :) naprawde te racuchy robi sie bez ich dodawania!! :)
2 szkl maki
szczypta soli
2 plaskie lyzeczki proszku do pieczenia
1-2 lyzeczki octu (zeby nie wchlanialy tluszczu)
1/2 szkl mleka badz smietanki chudej
woda najlepiej gazowana (ja dolalam mineralna niegazowana, bo innej nie mialam), wody potrzeba tylko tyle by dorobic ciasto zeby nie bylo za geste, i nie za rzadkie, ciasto ma byc takie jak na tzw "kluski kladzione" w zyciu takich klusek nie robilam, ale ciasto widzialam...mam nadzieje, ze Wy tez :)
WAZNE:
Moje racuchy gdy sie piekly wygladaly tak:
- faza pierwsza, zaraz po wrzuceniu.
- faza druga, po odwroceniu racuchow.
Te 3 racuchy to prototypy:
Wiadomo, musialam sprawdzic czy wyrob nadaje sie do spozycia ;)
Nadaje sie! :)))))))
Z tej ilosci ciasta, wyszlo mi tyle o to racuchow.
Porcja ta pomniejszona jest o ta jedna sztuke prototypowa zjedzona przeze mnie i druga sztuke zjedzona przez R. :)))
Dobrze, ze dzis wyskacze to na stepowym stolku!! ;))
(uwaga, przepis nie zawiera jajek!
to informacja dla tych, ktorym moze sie to wydawac dziwne :) naprawde te racuchy robi sie bez ich dodawania!! :)
Przepis:
2 szkl maki
szczypta soli
2 plaskie lyzeczki proszku do pieczenia
1-2 lyzeczki octu (zeby nie wchlanialy tluszczu)
1/2 szkl mleka badz smietanki chudej
woda najlepiej gazowana (ja dolalam mineralna niegazowana, bo innej nie mialam), wody potrzeba tylko tyle by dorobic ciasto zeby nie bylo za geste, i nie za rzadkie, ciasto ma byc takie jak na tzw "kluski kladzione" w zyciu takich klusek nie robilam, ale ciasto widzialam...mam nadzieje, ze Wy tez :)
WAZNE:
wyrobione ciasto musi postac 30 min!
Wykonanie:
Do miski wsypujemy przesiana przez sitko make, dodajemy proszek do pieczenia i dobrze mieszamy.
Nastepnie dolewamy octu, mleko i odrobine wody. Znow mieszamy.
Po 30 min. kiedy ciasto swoje odstoi, znow nalezy je przemieszac. Ciasto nakladamy na rozgrzany olej za pomoca lyzki, ktora koniecznie musi byc wczesniej w nim zanurzona. Zatem lyzka wedruje najpierw do gara z cieplym olejem i zaraz potem nabieramy nia ciasto i szybko wrzucamy do tluszczu, energicznie stukajac w brzeg rondelka, zeby sie odkleilo...czynnosc za kazdym razem powtarzamy, przy wkladaniu kolejnego racucha do garnka :)
Po 30 min. kiedy ciasto swoje odstoi, znow nalezy je przemieszac. Ciasto nakladamy na rozgrzany olej za pomoca lyzki, ktora koniecznie musi byc wczesniej w nim zanurzona. Zatem lyzka wedruje najpierw do gara z cieplym olejem i zaraz potem nabieramy nia ciasto i szybko wrzucamy do tluszczu, energicznie stukajac w brzeg rondelka, zeby sie odkleilo...czynnosc za kazdym razem powtarzamy, przy wkladaniu kolejnego racucha do garnka :)
Moje racuchy gdy sie piekly wygladaly tak:
- faza pierwsza, zaraz po wrzuceniu.
- faza druga, po odwroceniu racuchow.
Te 3 racuchy to prototypy:
Wiadomo, musialam sprawdzic czy wyrob nadaje sie do spozycia ;)
Nadaje sie! :)))))))
Z tej ilosci ciasta, wyszlo mi tyle o to racuchow.
Porcja ta pomniejszona jest o ta jedna sztuke prototypowa zjedzona przeze mnie i druga sztuke zjedzona przez R. :)))
Mniam :))
Teraz zostaly po nich juz tylko zdjecia!!!
Dobrze, ze dzis wyskacze to na stepowym stolku!! ;))
Dla mnie to jest danie świąteczne. Za dużo ruchów. Na to potrzebowałbym jeden dzień. Dlaczego po śmierci nic nie potrzebujemy. To tylko niewierzący tak mają. Stoją i nie wiedzą gdzie iść. Katolicy do chórku. Muzułmanie na balangę. A tak naprawdę to nie wiadomo jak jest. Ale mamy co chwila takie przykre przypomnienie, że nie jesteśmy wieczni. Casa
OdpowiedzUsuńCzytalam kiedys w "wysokich obcasach " wywiad z M. Braunek. Ona przez jakis czas jako wolontariusz w hospicjum pracowala. Mowila, ze moment smierci jest najwazniejsza czescia zycia. Ludzie nie powinni umierac w samotnosci. I w ogole niby latwiej jest, kiedy sie wierzy-choc ja tak do konca o tym przekonana nie jestem.
OdpowiedzUsuńNo tak: tam gdzies smierc, jednym zawala sie z powodu smierci kogos bliskiego zycie, a inni zyja , i ....no i zajmuja sie prozaicznymi rzeczami: czytaja akurat gazete, gotuja, piernicza z kims bez sensu.....takie zycie . Moze faktycznie zyje sie po nic? Tak cale zycie cos gromadzimy, chcemy cos miec, posiadac....Moj tesc nawet jakby mogl, to i po smierci zarzadzalby naszym zyciem w wybudowanym przez nim domu.
Regina mi opowiadala, ze po przyjezdzie do Niemiec, po dwoch latach zabrala sie za budowe domu, bo chciala udowodnic ludziom w Polsce, ze ona nie wyemigrowala po to, azeby skonczyc na tym samym co w Polandzie miala, czyli na M-3. Postawili ta hacjende, a teraz....hm a teraz zadne z dzieci w tym mieszkac nie chce, kazde idzie na swoje. Ona coraz starsza a pracy wokol od zarabania. No i chyba sprzedadza na M-4 pojda kupia auto- karawan czyli ( zapomnialam jak to po polsku sie zwie)-no takie co tam lazienka jest, czesc kuchenna i sypialnia i beda na emeryturze swiat zwiedzac:)
A za faworki tzn przepis za nie dziekuje, bede piekla Marie, bo ona na jajo uczulona jest:))
Powiem tak umiem , piec pączki, racuchy, naleśniki itp.. ale nie lubię tego jeść, dla mnie tych potraw mogło by wcale nie być, jednak z przepisu skorzystam chętnie....
OdpowiedzUsuńŚmierć ... myślę, że my ludzie nie jesteśmy z nią oswojeni... Nałogi heh cóż mam napisać jak sama palę i powiem szczerze, że maże o tym, żeby nie palić... rzucam i nie mogę rzucić... nie jest to łatwe... uzależnić można się bardzo szybko, człowiek nie ma tej świadomości kiedy przekracza granicę i daje się złapać w kleszcze nałogu... Ironią losu jest to, że tyle kasy człowiek wydaje na swoje własne unicestwienie.... Ja rzucę i mam nadzieję, że znajdę w sobie tyle siły, żeby raz na zawsze z tym skończyć...wiem, że to złe ale każde uzależnienie to system kłamstw i zaprzeczeń... palacz też zaprzecza i sam siebie oszukuje, że sprawa raka płuc czy krtani czy też podniesionego ciśnienia itp. jego nie dotyczy... Często patrzy się też w sposób bardzo absurdalny np:"Znam kogoś kto palił całe zycie a zmarł za starości".... buziak Maja ****
Ostatnio zauważam klepsydry na ogłoszeniach w mojej miejscowości, (przedtem nie widziałem)i uderzyło mnie wprost jedno. Większość jest młodsza niż ja. I nie wiem dlaczego zauważam, czy stałem się bardziej spostrzegawczy, czy czas zauważać. To fakt nigdy nie wiadomo kiedy nas to dotknie. Ostatnio koleżanka mi opowiadała, jak cała jej rodzina czyli rodzice i siostra wjechali pod auto ciężarowe i było po wszystkim. Potem okazało się, ze ojciec prowadząc dostał zawału. I w jednym momencie została z synem i siostrzeńcem do wychowania. Niema reguł. O papierosach czy alkoholu nie mówię bo nie wiem co to nałóg.
OdpowiedzUsuńPączka zjadłem kupionego:-) kacper