Strony

wtorek, 16 czerwca 2009

kocie sprawy, koci swiat

Od poniedzialku nasze zycie z lekka sie zmienilo, mamy w domu nowego lokatora ba, domownika nie boje sie uzyc tego slowa :) jest nim 7 tygodniowy puchaty kociak, jedyny ocalaly z miotu. Dwojka jego rodzenstwa niestety pozegnala ten ziemski swiat...

Kociak mial sie znalezc u nas, ale jeszcze nie teraz... w sumie czas jego przybycia w nasze progi mial nadejsc troche pozniej, ale na pewne wydarzenia nawet w kocim zyciu nie mamy wplywu zatem jest juz jak jest :)

Najwazniejsze, ze kocie swietnie sie u nas zaklimatyzowalo, w ciagu dnia lasi sie do mnie i "meczy" mnie ukladajac sie przy mnie kiedy zalegne z laptopem na sofie, a wieczorami okupuje juz swojego meskiego opiekuna i nie odstepuje go prawie na krok :))

Smieszny jest z niego koci dzieciak, daje duzo radosci i sprawia, ze odrywam mysli od tematu - jak to dzis nazwal R. - "drazliwego". Tak naprawde to zablokowalam sie strasznie w sobie, nie potrafie rozmawiac na ow "drazliwy" temat, jestem rozgoryczona i niepogodzona z sama soba, i choc wiem, ze moje zycie ma sens, to nie jest pelne, i nigdy takie nie bedzie... chocbym tych kotow miala w liczbie wiekszej od co najmniej 2 ;)

Kiedy bylam pacholeciem slyszalam czesto "prawie kazda stara panna ma kota, bo nie ma dzieci" tak sobie dywaguje, ze cholerka cos w tym jest.... mlodka juz nie jestem, panna jestem, a ze astrologiczna to nic na to nie poradze, ze sie urodzilam we wrzesniu ,)) stanu cywilnego nie biore pod uwage ;)) no i .... wszystko wskazuje na to, ze dla mnie przeznaczony jest tylko ten koci swiat...



Moja ulubiona fotka... taka elektryzujaca ;)))

niedziela, 14 czerwca 2009

szkoda slow

Dzis sobie mysle o tym, ze moja starosc bedzie wygladala smutno...

pewnie jest to wynik moich smutnych mysli. Czuje jednak, ze samotnosc nie bedzie mi obca.
Ciezko mi sie pogodzic z pewnymi rzeczami choc wiem, ze musze.

Czuje sie beznadziejnie...nie mam z kim o tym porozmawiac, nie mam komu wyplakac sie w rekaw, wiec robie to tutaj. Nie bede pisac o szczegolach, bo nie czuje sie na silach. Nie lubie siebie w takich chwilach, nie lubie byc slaba!

A juz mi tak dobrze szlo ukladanie mojego swiata, zylam nadzieja, a teraz czuje smak rozczarowania. Nadzieja nie jest dla mnie, dla mnie jest tylko to co mozna dotknac, to co jest realne.
Dzis nienawidze tej sytuacji, z ktora przyszlo mi sie zmierzyc, chyba mnie przerosla, bo nie daje rady uniesc jej ciezaru.

Lzy sie koncza, to i dobrze. Musze sie ogarnac, kiepsko wygladam, po co ma ktos widziec, ze jest mi zle... niech bedzie tak jak bylo... przynajmniej na czas jakis.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

zdjecia

W cholere jasna szlag mnie trafia, a wszystko przez "nasza - klase".

Sam portal uwazam za swietny pomysl, podoba mi sie jego idea ba, dzieki niemu znow mam kontakt ze znajomymi ze szkolnych lawek czy z harcerstwa. Mam jednak jedna kolezanke, ktora doprowadza mnie do szewskiej pasji... liczebnoscia wstawianych zdjec oraz przede wszystkim ich tematyka...

Kolezanka jest w moim wieku. Ma dobrze sytuowanego meza i generalnie dobrze sie jej w zyciu powodzi. Kasa sie nie martwi, meza ma kochajacego, corke sliczna i zdrowa, chalupe z ogrodem, a ona sama wygladem aspiruje do modelek. Moze i nawet jest fotomodelka, taka na uzytek domowy - ze tak to ujme, bo to wlasnie jej osobisty malzonek prefabrykuje te wszystkie foty. Chwali sie facetowi, ze uznal zone za kanon piekna (zreszta sadzac po komentarzach pod jej zdjeciami, nie tylko on uznaje ja za taki kanon :)) fakt jest taki, ze zazdrosnie patrze na te foty, bo ja za cholere nie bede nigdy tak wygladac, znaczy sie "modelkowo"! Omine fakt, ze kolezanka jakos z urody twarzy srednio mi przypadla do gustu, ale ta figurka to jednak marzenie!

Coz, moj R. jest szczery do bolu i powiedzial mi ostatnio, ze z urody jestem przecietna...
Wg jego rozmyslan i spostrzezen moja przecietnosc wynika z tego, ze nie wygladam jak modelka, wiadomo wzrost i gabaryty nie te...ze on sam nie moglby byc z pieknym wieszakiem, bo sam by raczej z zazdrosci nie wytrzymal, a poza tym on chce miec normalna zone i rodzine, a nie lokalna pieknosc... prawde mowiac gdyby nie to, ze mam jednak inne zdanie na swoj temat oraz co chyba najwazniejsze nie wdeptane w ziemie poczucie wlasnej wartosci to slowa R. nie sprawily znaczacych zniszczen w mojej psyche.

Pogledzilam z nim troche na ten temat, bo nie moglam tego przeciez tak zostawic, i okazalo sie - co bylo dla mnie oczywiste, i tego nie trzeba bylo mi tlumaczyc jakos obrazkowo - ze kocha mnie taka jaka jestem teraz (pewnie mial na mysli odchudzona o 7 kg... cholera zapomnialam dopytac ;)) i, ze jemu podobam sie bardzo, a to przeciez najwazniejsze i gdyby tak nie bylo to przeciez nie bylby ze mna i nie bylabym jego zona. No oki, to, ze mam wlosy blond to nie znaczy, ze intelekt mam przecietny, no wiec tepa nie jestem i wiedzialam, ze to mi powie, sama bym tak powiedziala :))

Wszystko fajnie, niby normalny ten moj facet jest, za ladniejszymi, to znaczy tymi nieprzecietnymi odwroci sie na ulicy, badz powiedzie wzrokiem za takimi, nie wiem tylko czy za mna tez wodzi tym wzrokiem, bo ciezko to zaobserwowac w czasie prozy zycia. Ja jednak tez niby normalna babka jestem, i oczekuje od wlasnego meza odrobiny zachwytu i zainteresowania zarezerwowanego dla kobiet mniej przecietnych...moze i zrzedze, bo jednak w nocy to do mnie sie przytuli i ogrzeje przecietnej urody zmarzniete nogi, jednak cholera nie ma chyba nic zlego w tym, ze marzy mi sie dozyc takiego dnia kiedy uslysze od R. jakze przecietne stwierdzenie "pieknie wygladasz"... chociaz z drugiej strony... czy ja naprawde tego chce??? W koncu wazne, ze ja dla siebie nie jestem przecietnej urody, wprost przeciwnie jak dla mnie moja uroda jest wyjatkowo nieprzecietna i oryginalna...ot, inna :)))

Podobam sie sobie, i moze ktos powie, ze narcyzmem smierdzi to co pisze... ale ujmujac rzecz wprost tak, jak zrobil to moj maz, to jednak narcyzm jest sredni, bo realnie widze swoje niedoskonalosci, jednak nie mysle o nich obsesyjnie! Mam pewien cel do ktorego zostalo mi jeszcze 3 kg, chce go osiagnac dla samej siebie, nie dla R. - to dla jasnosci jesli komus by takie mysli przyszly do glowy - nie bede jednak rwac wlosow z glowy (bo mi ich szkoda ;)) jesli plan sie nie uda... zyc trzeba dalej w zgodzie ze soba, mezem i swiatem - chyba taka kolejnosc jest dobra :))

Podsumowujac moj tok myslenia stwierdzam, ze jednak jest ze mnie kobieta przecietna - zatem ma racje ten moj R. - bo jednak fajnie jest uslyszec od wlasnego faceta wyszeptane do ucha "seksownie i pieknie wygladasz" i nie tylko w sytuacji wyraznie intymnej :PP

A tak wracajac do tematu fotografowania...
Chcialabym, by moj osobisty maz robil mi jakiekolwiek foty (do tej pory to sama musze sie nagledzic zeby mi jakas strzelil), niekoniecznie jednak takie jak maz kolezanki, bo znajac mojego R. zaplonal by wsciekloscia gdybym wsadzila swoje zdjecia z kawalkiem odslonietego biustu badz posladkow... zreszta, moze i jestem z natury ekshibicjonistka jednak za cholere nie potrafilabym wsadzic wlasnie takich zdjec na taki portal jak "nk"...

Coz, chyba jednak nie naleze do tej grupy ludzi, ktora lubi onanizowac sie publicznie!