moze powinnam raczej napisac po obiedzie, wszak pisze ten post juz po poludniu, no ale nie w tym rzecz, bo ja przeciez chcialam pisac o tej sobotniej kolacji. Musze rzec, ze udala sie ona wysmienicie!
Bigos wyszedl fantastyczny, kopytka tez calkiem znosne, ale stwierdzilam, ze moge im wkrecic troche kitu o kopytkach wszak, odrobine rozpadaly sie... ale w smaku miodzio :) podkolorowalam wiec troche, ze z francuskich ziemniakow to jakos polskie kopytka nie chca tak bosko wychodzic :P
Talerze jednak wyczyscili, pomimo tego, ze aperitif tez jakos obfity mi wyszedl... jednym zdaniem fajnie bylo :)
Z innej beczki to musze sie przyznac, ze przywalilam kg... Alzacja mi wiec bokiem wychodzi ;P i czas sie znow wziac za siebie, bez dwoch zdan!! Jesien bowiem przyjdzie za chwil pare a ja znow bede plakac nad swoja oblesna niedola, ze nie moge gaci na doope wlozyc!
Nie cierpie tego cholernie, ale z tego co widze, juz do konca zycia bede musiala byc na jakiejs diecie, pilnowac co jem i staranniej wybierac menu z karty w kazdej knajpie... i zal mi, bo ja lubie smakowac, lubie wszystko to co sprawia, ze tyje... do kitu z tym zarciem, ze tez to w ogole czlowiekowi do zycia potrzebne :/
A, wiecie co jeszcze? Moj wlasny, rodzony brat nie rozpoznal mnie na ostatnich zdjeciach, ktore im podeslalam!! Pytal naszej rodzicielki, co to za brunete sciska R. na focie... no zenada po prostu :) Nie widzial mnie raptem 1,5 roku a tu sie okazuje, ze mnie ciezko poznac!! Fakt, zmienilam sie, nawet w sobote mi to nasi goscie powiedzieli ogladajac nasze zdjecia sprzed kilku lat, no ale nie spodziewalam sie tego, ze najblizsza mi osoba, moja najblizsza rodzina moze mnie nie rozpoznac!
To sie porobilo :)) Coz, wiec chyba kiedy pojawie sie w Ojczyznie to inni tez mnie nie poznaja... moge wiec tam byc calkiem anonimowo... nie powiem brzmi ciekawie :)
Poza tym rozkrecaja sie moje znajomosci w Miluzie, nie czuje sie tutaj tak samotna jak na polnocy, inaczej sie tutaj jakos zyje, pewnie dlatego, ze jestesmy w miescie... i tylko czasem zateskni sie za cisza i spokojem, i swierzym powietrzem wsi, ktore zostawilismy na polnocy... no ale kto wie, moze w koncu spelni sie moje ciche marzenie o tej chalupce z niebieskimi okiennicami i morzem lawendy do okola... pozyjemy, zobaczymy :)