Strony

wtorek, 24 września 2013

Dochodze do siebie

Od tamtego tygodnia czulam sie zle, jednak sobota, a raczej niedziela mnie dobila.
W sobote mialam urodziny, spedzilam je w pracy, a zaraz potem w lozku, wypilam wieczorem z R odrobine wina i to wszystko, na wiecej nie mialam sily. W niedziele rano szlam do pracy, wstalam o 6h o 5h30 jak zawsze nie dalabym rady... czulam sie w miare, ale juz kiedy wychodzilam z domu, bylo nie za fajnie. Zaczelam prace, ale dziewczyny widzialy, ze wygladam tragicznie i to nie dlatego ze balowalam... kaslalam okropnie, kaszel mnie dusil, prowokowal do wymiotow.
Wytrzymalam w pracy 3,5 godziny, potem wrocilam do domu, za obopulna zgoda kolezanek i zapewnieniem bym sie nie martwila tym, ze malo nas do pracy, kazaly isc do lekarza, a ja sie z nimi zgadzalam, bo naprawde do pracy sie nie nadawalam.
Zaskoczylam R. otwierajac drzwi :) on sie akurat wybieral na ryby, upewnil sie jednak, ze dam sobie rade sama, a ja o niczym innym nie marzylam tylko o tym by sie polozyc.... spalam, budzilam sie, temperatura rosla, kaszel tez nie odpuszczal, w sumie spalam na siedzaco, bo dzieki temu mniej kaslalam.
W poniedzialek rano poszlam do lekarza...
I coz okazalo sie, ze mam zapalenie oskrzeli.
Nasz mlody doktor zapisal mi silny antybiotyk, i cala reszte innych specyfikow, ktore naprawde postawily mnie na nogi! Musze tez przyznac, ze pierwszy raz od dluzszego czasu przespalam 12h, snem spokojnym, obudzilam sie dzis rano w dobrej formie, w koncu bez temperatury, z kaszlem znacznie lagodniejszym, przede wszystkim juz nie raniacym moja krtan, glos wrocil prawie do normalnosci, bo w niedziele nie bylam w stanie mowic, w poniedzialek jeszcze skrzypialam, a dzis juz moge normalnie uzywac aparatu mowy, choc o podniesieniu glosu moge zapomniec, o karaokre tym bardziej ;)
Zwolnienie mam do srody wlacznie, czyli do jutra. Pracuje generalnie do piatku, ale powiedzialam szefowej, ze jesli nie ma kogos do pracy na ostatni weekend wrzesnia to ja jestem dyspozycyjna...
Do pracy w czwartek sie wybieram, czuje, ze dam rade, moze nie bede szarzowac, ale mysle, ze dam sobie rade, skoro juz dzis bylam w stanie wykonac kilka czynnosci domowych, zatem nie chce siedziec na zwolnieniu, przeciez w poniedzialek juz tam nie ide wiec jak cos to sobie odpoczne :)
W koncu jakby nie patrzec czeka mnie 3 tygodniowy urlop, a pozniej znow do pracy.... oby juz bez chorowania, bo srednio mi sie to podoba, strata czasu kurna chata! Tym bardziej, ze pogoda w Alzacji jest iscie letnia, na piatek zapowiadaja 27°C ... fakt ranki rzeskie, ale pozniej pomimo juz kalendarzowej jesieni lato trwa, szkoda je tracic.... tym bardziej, ze winobranie sie zaczelo... przyznaje, czekam juz na Beaujolais noveau ... niecierpliwie, na te mlode, cierpkie i czerwone winko... ktore dopiero w listopadzie sie odkorkuje, ale czas przeciez leci jak szalony, czlowiek nawet sie nie spostrzeze, jak i Boze Narodzenie zacznie nas atakowac z kazdej strony....
Ja mysle, jednak, ze jeszcze przed listopadem sie odezwe tutaj, ostatnio mniej czasu, to i ochoty mniej na pisanie bylo, a zycie nadal plynie... nic ciekawego sie nie dzieje, tak poza tym... proza zycia, nuda, wiec nie narzekam, czasem lepsza proza niz ma cos rypnac niepostrzezenie i poplatac wszystko co sie da! No! :)

A jakby ktos kiedys mial ochote przejechac sie szlakiem alzackich win, i winnic to zapraszam :D




środa, 11 września 2013

Istnieje

tylko czasu mniej jak gdyby ;)
W pracy ok, a nawet calkiem ok...bo dzis szefowa zaproponowala mi zastepstwo za kolezanke, ktora jest w ciazy i na koniec pazdziernika chce juz isc na macierzynski. Szykuje sie wiec, ze bede pracowac troche dluzej, a moze....kto wie znacznie dluizej, bo zaciazona kolezanka nie wie czy w ogole wroci...choc jej maz mysli akurat cos innego :p
Zle wiec nie jest :) Wracam zatem ja z Parisa 28 pazdziernika, a 29. najprawdopodobniej bede szla do pracy :D
Szefowa nawet nosem nie krecila za bardzo jak sie dowiedziala, ze nie jestem dyspozycyjna od 24 pazdziernika, bo tak mialabym zaczynac prace.. powiedziala, ze na tak dobrego pracownika to ona spokojnie kilka dni moze poczekac :) Wychwalila mnie pod niebiosa, docenila i mi sie geba cieszy, bo w koncu po 3 latach dawania z siebie naprawde wiele ktos sie na mnie poznal :P
Co bedzi wiec dalej i jak sie potocza moje i R. losy w tej Alzacji to pozyjemy zobaczymy... na razie wiec polnoc musi poczekac jednak....no chyba ze ktos jeszcze odpowie na moje oferty, ktore wyslalam na poczatku tego tygodnia w kierunku pas de Calais...  zycie bowiem jk widac lubi zaskakiwac!
Pozdrowienia Wam sle moi mili i lece do codziennosci, czasem trzeba!
ciao...

poniedziałek, 2 września 2013

Juz wrzesien

Pierwszy tydzien pracy za mna, minal ok!
Przecieram szlaki by miec etacik na dluzej, ale co z tego wyjdzie to sie okaze..
Na razie wiem, ze mnie wszyscy ciagle doceniaja i chca u siebie, i gdyby nie to, ze dom starcow jest w objeciach wrednego kryzysu ekonomicznego to bym robote juz od dawna miala zapewne.
W sumie pracuje mi sie ok, ale tylko i dlatego, ze nie wdaje sie w zadne gadki, historie, plotki, ot wysluchuje i wypuszczam drugim uchem! To najlepsze co mozna zrobic pracujac z samymi babami!
Poza tym z innych nowosci, to zrobilismy remanent tym razem we francuskich znajomosciach, ot obluda i dwulicowosc mnie nie rajcuja wiec ... wiedzialam, ze to kwestia czasu, ale widac to bardziej R. potrzebowal mocnego uderzenia prosto miedzy oczy, zabolalo go bardzo, mnie mniej, bo ja nie przezywam tak jak on, i poza tym ja od razu mam jakiegos dziwnego czuja do ludzi... a ten nie, on wierzy ciagle, w prostolinijnosc ludzi, w to, ze oni sa tacy sami jak on, a tu ... rozczarowanie... wiec musi sie ten moj R. zmienic, i chyba ten proces w koncu zachodzi.
Wczoraj rozmawialismy tez o tym, ze chcielibysmy wrocic znow do Pas de Calais, do regionu, za ktorym ciagle tesknimi, i wraz z uplywajacym czasem ta tesknota jest coraz wieksza, brakuje nam tylko pracy by sie tam przeniesc, ale przyznaje, ze zaczynam robic wszystko by tam wrocic... Alzacja choc piekna, to sie w niej dusze... i choc dzis ponownie dostalam nadzieje, na w miare stale prace to bede jej szukac tez tam, mimo wszystko, stare znajomosci uruchamiamy, i informujemy ludzi o naszych planach, a noz widelec cos sie wykluje z tego.
Co jak co ale moje serce, i serce R. zostalo w okolicach Boulogne sur mer.... ah zeby mozna bylo wrocic jak  w Harrym Potterze, za pomoca proszku Fiu... :) byloby cudnie!
Odezwe sie za czas jakis... na razie i tak nie mam o czym mowic....no i zblizam sie do dnia moich urodzin, co mnie cieszy, bo lubie miec urodziny :) nawet jesli jestem coraz starsza! Moze kiedys mi to minie, ale na razie lubie to, ze w jednym dniu w roku jestem najwazniejsza :P Minus, ze w tym roku, pracuje akurat w weekend urodzinowy, w sumie rano czyli do 14h20 ale mimo wszystko zabalowac nie moge... choc tak troche to w sumie sie zabawie :P a co, raz sie zyje :P

 Boulogne sur mer